Z rivskich opowieści: początek roku szkolnego 2019-2020

Skwer Kościuszki rozbrzmiewał pożegnaniami, ostatnimi objęciami i zapewnieniami o regularnym pisaniu. Wszystko to razem sprawiało, że Artur odczuwał niemal pewność, iż w ciągu kilku lat mugole zorientują się wreszcie, że na początku roku szkolnego pojawia się podejrzany statek wycieczkowy. Na razie dzień ten wyglądał jednak na dość odległy. I przyznać tu trzeba, że nie radowało to chłopaka, który całkiem chętnie zacząłby nowy rok szkolny od małego skandalu, najlepiej opóźniającego pierwsze zajęcia. Rozglądał się wokół, w tłumie ludzi jednak nie dostrzegł jeszcze poszukiwanych.
– Cześć, Artur! – zawołała Natalia, machając do niego, jednak już po chwili tłum uczniów, rodziców i przypadkowych przechodniów porwał ją tak, że nie zdążył odpowiedzieć. Miał już się odwrócić, gdy poczuł silne klepnięcie w plecy.
– Artur! – To był oczywiście Konrad, ubrany jak zawsze w (niekoniecznie przystające do uroczystości) dresy, trzymający w ręku rączkę od walizki i uśmiechający się tym rodzajem uśmiechu, na którego widok wszyscy nauczyciele natychmiast wołali "Nawet o tym nie myśl!". – Jak minęły wakacje? – spytał, puszczając oko, jakby wakacje były jakąś podejrzaną i zdecydowanie nielegalną zabawą.
– Byłem we Włoszech. – odparł Artur. – A ty?
– W Londynie! – odparł Kasprzyk konspiracyjnym szeptem. – i zakupiłem tam nieco magicznych dowcip…
Ostatnie słowa Konrada zagłuszył dźwięk dzwonu z pokładu Czarodzieja.
– Potem! – rzucił Artur, wbiegając na trap, by zdążyć zająć swoje miejsce na statku. Statek nie zmienił się od czerwca. Odpryski farby pozostały tam, gdzie były, a trzeci bulaj od prawej dalej miał na sobie ślady po zagubionym expeliarmusie w zeszłym roku.
– Jak to się dzieje, że tyle kasy idzie na remonty, a jakoś ich efektów nie widać? – zastanawiał się, siadając na jednym z wolnych krzeseł.
– Hej, Artur!
To Andrzej dawał mu znak ręką. Chłopiec skierował się szybko w stronę przyjaciela, łokciami i kolanami przeciskając się przez rwącą pod prąd rzekę uczniów. Już po chwili, z jedynym uszczerbkiem w postaci bolącej nogi trafionej przez obcas jednej z mijanych osób, dopadł do Blondyna.
– Jeszcze Ciebie nie wywalili? – Udał zdziwienie, podając rękę Andrzejowi i rozglądając się w pobliżu za dwoma miejscami obok siebie. – Masz mi sporo do opowiedzenia!

* * *

Pięknie zdobione, bogate i umieszczone na dziesiątkach pamiątkowych fotografii odrzwia Rivskiej Szkoły Magii i Czarodziejstwa raz jeszcze udowodniły swoją całkowitą niepraktyczność, gdy ponad tysiąc uczniów napotkało na złoconą, rzeźbioną, ale przez to wcale nie prostszą do przebycia od drutu kolczastego przeszkodę.
– Ustawić się! – krzyczał Woźny, ale nikt go nie słyszał w zamęcie głosów. Nieokiełznana rzeka forsująca wejście była z resztą nie do opanowania nawet, gdyby krzyczało dwudziestu Białoniów z megafonami w rękach. Kolejka większa niż do gorącej herbaty w trakcie długiej przerwy zimą była niepisanym, ale stałym elementem rytuału otwarcia roku szkolnego. Elementem tyleż niepotrzebnym, co prostym do uniknięcia: wystarczyło otworzyć przecież wszystkie trzy pary tylnich drzwi i rozlać prąd uczniowski na kilka mniejszych. Niestety tak logiczne rozwiązania nie przychodziły do głowy dyrekcji, przynajmniej pierwszego dnia, bo drugiego, oczywiście, będzie już inaczej.
Miałoby to sens, gdyby uczniowie mogli jeszcze podziwiać w całej okazałości szkołę. Nawet Artur przyznać musiał, że Rivia robiła wrażenie ze swoimi witrażami w oknach, zdobionymi portalami i kandelabrami. Rzecz tylko w tym, że obecnie jedynymi widocznymi obiektami były torby, walizki, kufry, plecaki i głowy napierające ze wszystkich stron oraz energicznie i całkowicie bezskutecznie gestykulująca profesor Czarnecka, próbująca przejść między uczniami. Równie dobrze mogła próbować przeniknąć przez litą ścianę. W końcu dała za wygraną, a Artur z niejakim rozbawieniem dostrzegł, jak w uroczystej chwili nauczycielka zamienia się w gęś.
– A niech to gęś kopnie! – zawołał, nim zdążył się powstrzymać, całkiem nieźle parodiując surowy ton pani profesor.
W końcu los się do niego uśmiechnął, dostrzegł wyrwę, w którą natychmiast wraz z Andrzejem zanurkowali i… już stali przed recepcją. Dali się porwać, mniej dzikiej całe szczęście, rzece schodami do góry i już po chwili znaleźli się w auli.
– Nie wierzę! – zawołał Andrzej, wskazując na dwa krzesła. Dzikim skokiem dopadli do nich i zajęli miejsca.
Radość była uzasadniona. Jako uczeń szóstej klasy Artur zajął miejsce siedzące podczas szkolnej uroczystości właśnie po raz pierwszy. Projektując aulę jakoś nikt nie pomyślał o tym, że będą tu się gromadzić wszyscy uczniowie, w skutek czego niemal połowa zebranych będzie musiała stać przed drzwiami. A chłopak doskonale wiedział, co ich czeka. Już za chwilę…
– Szkoła, baczność! – Zawołała Oliwia, przewodnicząca Samorządu Uczniowskiego, uświęcone wieloletnią, Polską tradycją hasło. Przez moment na jej twarzy było widać lekkie zawahanie, ale przecież musiało do tego dojść. – Poczet sztandarowy, wystąp! – Prawie udało się jej ukryć niepokój w głosie. Prawie.
Wszystko zaczęło się od drzwi, uczniowie próbujący się rozejść, ale każdy obrał inny kierunek, w skutek czego się zakotłowało, a po chwili Artur dostrzegł pierwsze upadające ciało należące do nieznanej mu uczennicy, która potknęła się o rąbek spódnicy stojącej obok koleżanki. Po chwili też wszedł i poczet, całkiem skutecznie manewrując szkolnymi insygniami, by nie uderzyć nikogo w głowę.
– Może nasze wnuki doczekają się czasu, gdy ktoś tu pomyśli, by wpuszczać ich pierwszych? – szepnął do Andrzeja, z niejakim podziwem patrząc na Piotrka, który wraz z asystą właśnie pokonywał ostatnie stopnie, nie powalając nikogo ciężkim drzewcem flagi.
– Do hymnu! – zawołała Oliwia z nieskrywanym podziwem zerkając na Piotrka.
– Czasem mam wrażenie – szepnął Artur, gdy ostatnie słowa pieśni umilkły, a poczet sztandarowy usunął się ze sceny, – że nie wybierają Piotrka od trzech lat dlatego, że jest taki dobry, a dlatego, że w jego wypadku śmiertelność postronnych jest najniższa.
Najbliżsi uczniowie, którzy dosłyszeli tę uwagę, dzielnie walczyli, ale musieli polec. Nie potrafili powstrzymać śmiechu.
– Drodzy uczniowie! – Zawołała Dorota Osecka, dyrektor szkoły, stając na scenie, a jej magicznie wzmocniony głos potoczył się echem po korytarzach. – Niezmiernie się cieszę, widząc was wszystkich całych i zdrowych, gotowych rozpocząć kolejny rok nauki w naszej placówce. Pragnę przede wszystkim powitać naszych pierwszoklasistów. Mam szczerą nadzieję, że te lata nauki będziecie wspominać z radością i wzruszeniem. Na początek chciałabym przywitać wszystkich pracowników i nauczycieli.
– Ustawiłeś? – zapytał Artur Andrzeja, dyskretnie wskazując palcem na nadgarstek przyjaciela.
– Jasne! Przecież przebicie dwóch godzin z ostatniego roku byłoby prawdziwym osiągnięciem.
– Można popcorn do tej telenoweli? – zapytała Aneta, nachylając się z tyłu, widocznie nie mogąc się powstrzymać przed dodaniem kilku swoich groszy.
– Tak, ale musi Pani dostać się do recepcji, tam sprzedają. – odparł Andrzej, szczerząc zęby. – A przeciśnięcie się tam może być osiągnięciem większym od słuchania naszej pani dyrektor.
– Ja wiem, kto by się podjął. – szepnęła Natalia, wskazując przed scenę, gdzie Marta bezskutecznie próbowała skłonić Piotrka, by się nachylił. Ten wydawał się nawet tego nie zauważać, słuchając pani dyrektor z uwagą niewiele tylko ustępującą tej, którą wykazywał na lekcjach. Artur był pewien, że jeśli jutro spyta Piotrka, o czym mówiła pani Osecka, ten zapyta tylko: "W której minucie".
– Teraz nie pozostaje mi już nic innego – kontynuowała dyrektorka, której jeszcze pozostało bardzo wiele, zważywszy na stoper Andrzeja w pozycji 47 minut 24 sekundy – jak powitać wszystkich naszych uczniów! To dzięki wam Rivia rozkwita. W szczególności mam zaszczyt powiedzieć, że Piotr Jarzębski z klasy od tego roku siódmej zajął trzecie miejsce w Międzynarodowej Olimpiadzie wiedzy o Teorii Magicznej. Piotrek, wyjdź tu do nas!
Andrzej niemal ze współczuciem spojrzał na Piotrka, który z widocznym ociąganiem skierował się ponownie na schodki. Współczuł koledze nie tylko dlatego, że przyjdzie mu stać teraz przynajmniej 40 minut (czas optymistyczny), aż pani dyrektor wyliczy osiągnięcia wszystkich wybitnych jednostek i poprosi je do wspólnego zdjęcia, ale przede wszystkim dlatego, że nie było chyba szkolnej uroczystości, w której Piotr nie byłby wyszczególniany. A Artur doskonale wiedział, jak ten chłopak tego nienawidzi.
– To właśnie tacy uczniowie jak Piotrek wskazują… – kontynuowała pani dyrektor, ale Artur nie miał najmniejszego zamiaru dowiedzieć się, na co tacy uczniowie wskazują, widząc znacznie ciekawsze zajęcie w postaci planszy "kółka i krzyżyka" podsuwanej mu przez Andrzeja.
– Na koniec – oznajmiła wreszcie dyrektorka, gdy już pokazała całej szkole dwudziestu zdolnych uczniów, przypomniała o Rivskiej tradycji i zrobiła jeszcze kilka rzeczy, których Artur nie słyszał, ogrywając kolegę ósmy raz z rzędu – moim obowiązkiem jest oznajmić, że rok szkolny 2019-2020 uważam za otwarty!
– Godzina 58 minut! – zawołał Andrzej. Jego głos potoczył się po sali w kompletnej ciszy.

Napisz komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

EltenLink