Nauczyciel alchemii: Alfred Radziwiłł

Wiedzę ma do prawdy profesorską. Nikt by się nawet nie zdziwił, gdyby wszedł na lekcję mówiąc "zobaczcie, zrobiłem kamień filozoficzny". Inna sprawa, że zarówno jego nazwisko, jak i wiek (94 lata) tylko hipotezę tę potwierdzają.

Niestety, ma jeszcze jedną cechę przynależną starszym profesorom, mianowicie powiedzieć, że lekcje jego są monotonne to jak poinformować, że Katrina była dość silnym wiatrem. Sprawia to, że mimo powszechnego uznania, bardzo niewielu faktycznie pozostaje na alchemii duchem, a nawet ciałem, gdyż wymknięcie się z sali alchemicznej po sprawdzeniu obecności jest sztuką doprowadzoną w ciągu wieloletniej praktyki do perfekcji. Ganieni za ten proceder przez wychowawców informują, że przecież dematerializacja jest procesem o charakterze jak najbardziej alchemicznym.
Owa tradycja stała się dla uczniów mniej więcej takim samym egzaminem przynależności do towarzyskiej grupy, jak wyprawa do Gdyni w późniejszych latach. Jeżeli zaś opuszczenie lekcji nie jest możliwe, ciekawym eksperymentem chętnie przeprowadzanym przez uczniów jest sprawdzenie, jak daleko sięgają granice profesorskiego roztargnienia.
To, że przeróżni uczniowie w przeróżnych ławkach, czasem nawet w pierwszej, grali na lekcjach alchemii w gry – od kółka i krzyżyk po magiczne szachy – już nikogo nie dziwi. Nieco ciekawszą rozrywką było sprawdzanie, na jak długo profesor może się zamyślić, jeśli nikt go z tego letargu nie wyrwie. Rekord, ustanowiony przez klasę piątą, stanowiło 18 minut, podczas których profesor patrzył na kilku pilnych uczniów, pilni uczniowie zaś patrzyli na niego i czekali, prawdopodobnie na grom z jasnego nieba.
Za szczyt umiejętności uznaje się jednak, gdy uczniowi udaje się połączyć jedno z drugim, czyli wyjść z lekcji, korzystając z profesorskiego zamyślenia. Znany dobrze w całej szkole Konrad, który był mistrzem opowiadania żartów z całkowicie kamienną twarzą, przeszedł pewnego dnia do legend alchemii. A było tak.
Klasa Konrada miała wtedy jedną z ostatnich w roku szkolnym lekcji alchemii, a omawiano wtedy, ciekawiący wszystkich, temat kamienia filozoficznego i pokrewnych mu substancji. Profesor w pewnym momencie wypowiedział, z charakterystycznym dla siebie spokojem, zdanie: Chętnie bym go państwu pokazał, niestety aktualnie nie ma go w tej sali. Na te słowa Konrad zerwał się i zawołał: panie profesorze, to może ja przyniosę! Ku zdumieniu wszystkich nauczyciel spojrzał na niego przelotnie i mruknął: świetnie, idź, idź. Następnie zaś wrócił do swojego wykładu.

Tym, za co profesor Radziwiłł jest lubiany, jest powtarzalność jego egzaminów. Biedak po dziś dzień nie domyśla się, jak to się dzieje, że ludzie czwórkowo-piątkowi oblewają SOWy lub KOTy z jego przedmiotu.

Otwarty na konsultacje, nie zrozumiał jeszcze, że liczni bezduszni studenci żerują na jego wiedzy, a prośba o pomoc w przygotowaniu greckiego ognia zwykle nie wynika z zainteresowania przedmiotem, a z potrzeby szybkiego uzupełnienia budżetu.

Ci jednak, którzy mimo monotonnego tonu prowadzenia wykładów i częstego zamyślania się profesora zachowują uwagę, o ile nie są po prostu chorzy psychicznie, często mają zasłynąć w przyszłości jako mistrzowie alchemii.
To ze względu na rozległą wiedzę profesora Radziwiłła odbyła się jedyna wizyta legendarnego Nicolasa Flamela w Polsce.

Rivski alchemik jest znany na całym świecie szczególnie ze względu na swoje prace poświęcone magazynowaniu energii magicznej i badaniu metod magicznego utrwalania obrazu. Jego najważniejszą pracą uważaną za największy przełom alchemii XX wieku jest jednak "Badanie właściwości Kriocyliotypu". Niestety nie mogę wyjaśnić, czym kriocyliotyp jest, gdyż na palcach można policzyć ludzi, którzy z tej pracy rozumieją coś prócz podpisu.

Napisz komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

EltenLink